niedziela, 17 listopada 2013

Zakaryo


Mto wa Mbu to atrakcyjne miejsce. Co prawda, ta nazwa oznacza Rzekę Moskitów, ale nie jestem zbyt mocno pogryziony. Żyzna, wulkaniczna gleba i sieć cieków wodnych tworzą dobre warunki dla rolnictwa.
Przyciąga to osadników nawet z odległych zakątków Tanzanii. Dodatkowym magnesem jest możliwość pracy przy obsłudze ruchu turystycznego. Niedaleko stąd do parków Ngorongoro i Lake Manyara. Pobyt w tej osadzie przekładam nad samochodowe safari. Mogę tu spotkać przedstawicieli różnych plemion. Wypytać ich o różne sprawy, usłyszeć o ciekawych zdarzeniach, poznać dalekie krajobrazy. Takie tam plotki.
W Tanzanii żyje około 120 grup etnicznych- około, bo jak zwykle tożsamość jest sprawą delikatną i trudną do zdefiniowania. W kraju, w miarę spokojnie, przebiega transformacja społeczeństwa plemiennego w społeczeństwo obywatelskie.

Wdaję się w rozmowę z młodym Masajem pracującym na kampingu jako service boy. Zakaryo ma 22 lata i stara się uzbierać pieniądze na opłacenie nauki w technical collage. Chce zostać w przyszłości inżynierem. To dla niego jedyny sposób na osiągnięcie wymarzonego statusu społecznego. Ojciec chłopaka ma słabość do napojów alkoholowych i nie przekazał mu zwyczajowego stada krów. Masaj bez krów jest nikim i mimo przejścia inicjacji nie może się ożenić. Żona to wydatek co najmniej 7 krów. Dlatego Zakaryo marzy o dalszej edukacji. Potem poszuka sobie żony, ale na pewno nie będzie pochodziła z jego plemienia. Masajskie dziewczyny nadają się tylko do jednego - dodaje ze śmiechem. Z antenacją wspomina swojego dziadka- to był gość, miał 200 krów i 8 żon. To on nadał mi moje prawdziwe, sekretne imię.
Zakaryo to imię z biblii (Zachariasz), a naprawdę mam na imię Lorioyi, co w moim języku maa oznacza piękny. Zakaryo-Lorioyi, jak przystało na Masaja dumnie krocząc oddalił się do innych obowiązków.
Tak samo dumnie musieli kiedyś wkroczyć na te ziemie jego przodkowie razem ze swoimi stadami. Masajowie są ludem pochodzenia nilotyckiego. Niektórzy naukowcy wywodzą ich nawet z dalekiego Egiptu, na co mają wskazywać wyszukane, pięknie plecione fryzury morani- mężczyzn-wojowników.
Reszta pracowników kampingu to przedstawiciele ludów Bantu. Jest Novatus z plemienia Chaga- rolników zamieszkujących okolice Kilimanjaro. Jusuf pochodzi z plemienia Gogo żyjącego w okolicy stolicy Tanzanii- Dodomy. Poznaję jeszcze Mosesa z plemienia Samara i Patrika z plemienia Sukum. Ten ma najdalej do rodzinnej wioski położonej aż nad jeziorem Wiktorii. Na kampingu pracują tylko podczas pory suchej, łaskawej dla turystów. Porę deszczową spędzają w swoich domach.
 
W południe pracownicy mają trochę luzu. Wszyscy biali, prócz mnie, albo już wyjechali, albo jeszcze nie przyjechali. Nie widać też nikogo z właścicieli tego biznesu. To okazja na sjestę. Czarna załoga kopiuje zachowania białych. Wszyscy rozkładamy się na leżakach nad basenem.



Żartujemy z jedynej w tym towarzystwie dziewczyny- młodziutkiej Yasinty praktykującej jako pomoc kuchenna. Po południu wpadają z wizytą dwie studentki z University of Minnesota. Przeprowadzają ankietę na temat kontaktów międzykulturowych. Z Milly i Molly (do dziś nie wiem, która jest która) wymieniamy nasze afrykańskie doświadczenia i e-mailowe adresy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz