Mto
wa Mbu to atrakcyjne miejsce. Co prawda, ta nazwa oznacza Rzekę Moskitów, ale
nie jestem zbyt mocno pogryziony. Żyzna, wulkaniczna gleba i sieć cieków
wodnych tworzą dobre warunki dla rolnictwa.
Przyciąga
to osadników nawet z odległych zakątków Tanzanii. Dodatkowym magnesem jest
możliwość pracy przy obsłudze ruchu turystycznego. Niedaleko stąd do parków
Ngorongoro i Lake Manyara. Pobyt w tej osadzie przekładam nad samochodowe
safari. Mogę tu spotkać przedstawicieli różnych plemion. Wypytać ich o różne
sprawy, usłyszeć o ciekawych zdarzeniach, poznać dalekie krajobrazy. Takie tam
plotki.
W
Tanzanii żyje około 120 grup etnicznych- około, bo jak zwykle tożsamość jest
sprawą delikatną i trudną do zdefiniowania. W kraju, w miarę spokojnie,
przebiega transformacja społeczeństwa plemiennego w społeczeństwo obywatelskie.
Wdaję
się w rozmowę z młodym Masajem pracującym na kampingu jako service boy. Zakaryo
ma 22 lata i stara się uzbierać pieniądze na opłacenie nauki w technical
collage. Chce zostać w przyszłości inżynierem. To dla niego jedyny sposób na
osiągnięcie wymarzonego statusu społecznego. Ojciec chłopaka ma słabość do
napojów alkoholowych i nie przekazał mu zwyczajowego stada krów. Masaj bez krów
jest nikim i mimo przejścia inicjacji nie może się ożenić. Żona to wydatek co
najmniej 7 krów. Dlatego Zakaryo marzy o dalszej edukacji. Potem poszuka sobie
żony, ale na pewno nie będzie pochodziła z jego plemienia. Masajskie dziewczyny
nadają się tylko do jednego - dodaje ze śmiechem. Z antenacją wspomina swojego
dziadka- to był gość, miał 200 krów i 8 żon. To on nadał mi moje prawdziwe,
sekretne imię.
Zakaryo
to imię z biblii (Zachariasz), a naprawdę mam na imię Lorioyi, co w moim języku
maa oznacza piękny. Zakaryo-Lorioyi, jak przystało na Masaja dumnie krocząc
oddalił się do innych obowiązków.
Tak
samo dumnie musieli kiedyś wkroczyć na te ziemie jego przodkowie razem ze
swoimi stadami. Masajowie są ludem pochodzenia nilotyckiego. Niektórzy naukowcy
wywodzą ich nawet z dalekiego Egiptu, na co mają wskazywać wyszukane, pięknie
plecione fryzury morani- mężczyzn-wojowników.
Reszta
pracowników kampingu to przedstawiciele ludów Bantu. Jest Novatus z plemienia
Chaga- rolników zamieszkujących okolice Kilimanjaro. Jusuf pochodzi z plemienia
Gogo żyjącego w okolicy stolicy Tanzanii- Dodomy. Poznaję jeszcze Mosesa z
plemienia Samara i Patrika z plemienia Sukum. Ten ma najdalej do rodzinnej
wioski położonej aż nad jeziorem Wiktorii. Na kampingu pracują tylko podczas
pory suchej, łaskawej dla turystów. Porę deszczową spędzają w swoich domach.
W
południe pracownicy mają trochę luzu. Wszyscy biali, prócz mnie, albo już
wyjechali, albo jeszcze nie przyjechali. Nie widać też nikogo z właścicieli
tego biznesu. To okazja na sjestę. Czarna załoga kopiuje zachowania białych. Wszyscy
rozkładamy się na leżakach nad basenem.
Żartujemy z jedynej w tym towarzystwie dziewczyny- młodziutkiej Yasinty praktykującej jako pomoc kuchenna. Po południu wpadają z wizytą dwie studentki z University of Minnesota. Przeprowadzają ankietę na temat kontaktów międzykulturowych. Z Milly i Molly (do dziś nie wiem, która jest która) wymieniamy nasze afrykańskie doświadczenia i e-mailowe adresy.
Żartujemy z jedynej w tym towarzystwie dziewczyny- młodziutkiej Yasinty praktykującej jako pomoc kuchenna. Po południu wpadają z wizytą dwie studentki z University of Minnesota. Przeprowadzają ankietę na temat kontaktów międzykulturowych. Z Milly i Molly (do dziś nie wiem, która jest która) wymieniamy nasze afrykańskie doświadczenia i e-mailowe adresy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz