poniedziałek, 3 marca 2014

Na tatarskim szlaku- Podlasie 2013

 

Druga połowa listopada nie jest najlepszą porą na wycieczki, nawet samochodowe. Ale taki termin ma też zalety, można mieć cały świat tylko dla siebie, czyli dla nas dwojga. We wrześniu byliśmy na Krymie skuszeni tatarskim mitem. Czuliśmy niedosyt po tej eskapadzie i dlatego pojawił się pomysł wyjazdu na Podlasie, na tatarski szlak. Wolny termin pojawił się dopiero późną jesienią. Noclegi załatwiliśmy przez internet. Podróż udało mi się połączyć z delegacją do Ostrowca Świętokrzyskiego, więc załatwiało to 1/3 drogi. U celu podróży byliśmy gdy już było ciemno. Na szczęście dojazd nie był skomplikowany, no i gospodyni nas prowadziła przez telefon.


A mieliśmy gościć u nie byle kogo i nie byle gdzie. Nasza kwatera była przepięknie położona. Z okna znajdującej się na piętrze łazienki było widać meczet w Bohonikach. Gościliśmy u pani Eugenii Radkiewicz, Tatarki, opiekunki świątyni. Kilkanaście lat temu przemierzyłem tatarski szlak z moim przyjacielem Jackiem. W ramach mojego wyjazdu służbowego przewędrowaliśmy całą wschodnią ścianę. Dzisiaj to był inny świat. Asfaltowe drogi, chodniki, tablice informacyjne. Zmieniło się jeszcze coś. Wtedy Tatarzy stanowili większość wśród polskich wyznawców Allacha. Dzisiaj te miejsce zajęli imigranci z krajów, gdzie Islam jest najbardziej popularną religią, coraz liczniejsi są też konwertyci.


 Polscy Muzułmanie przez lata komunizmu nie mieli łączności ze swoimi braćmi w wierze. Ewenementem było odbycie pielgrzymki do Mekki. Zanikła znajomość języka arabskiego, który powinien być językiem modlitwy- rozmowy z Bogiem. Jednak wspólnota trwała. Teraz zdarza się, że bracia w wierze wykształceni gdzieś w dalekich medresach pouczają naszych Tatarów. Kręcą nosem na wybory miss podczas dorocznych zabaw. No ale gdzie młodzi mają szukać kandydata na współmałżonka? Również zwyczaje pogrzebowe polskich Tatarów zawierają wiele elementów zaczerpniętych od chrześcijańskich sąsiadów.

Informujemy ze dnia 06.11.2011 jest organizowany BAL NA ŚWIĘTO KURBAN BAJRAM, cena od osoby 100zł, w tej cenie zapewniamy 5 dań na gorąco, przystawki na zimno, ciasto, owoce, soki, woda z cytryną, kawa, herbata i zespół muzyczny. Ograniczona ilość miejsc. Zgłoszenia proszę kierować do organizatora X X z Sokółki tel. xxx xxx xxx. Zapisy przyimujemy do dnia 01.11.2011.

SERDECZNIE ZAPRASZAMY WSZYSTKICH
 

Wyruszamy do Kruszynian. To druga wioska, w której także żyje społeczność tatarska i znajduje się meczet. Przed II wojną światową, gdy Polska funkcjonowała w innych granicach polscy Tatarzy posiadali 19 meczetów. Teraz na terenie naszego kraju funkcjonują dwa. Reszta z zachowanych świątyń znajduje się po białoruskiej stronie granicy. Wszystkie te budowle są drewniane. Ich bryły przypominają chrześcijańskie budowle sakralne. Nic dziwnego, przecież budowali je często ci sami rzemieślnicy. Początki tatarskiego osadnictwa na tych terenach sięgaja XIV wieku. Wtedy u litewskiego księcia Witolda szukał schronienia chan Tochtamysz. Było to po rozgromieniu Złotej Ordy przez siły konkurencyjnego chanatu krymskiego.


 Ziemie chanatów w tych czasach były szczególnie niespokojne więc w następnych latach napływały kolejne fale uchodźców. W czasach Rzeczpospolitej Obojga Narodów społeczność tatarska liczyła około 5000 osób. Władcy nadawali osadnikom liczne przywileje. Mogli zachować swoją wiarę, mogli żenić się z miejscowymi kobietami i przyjmować ich nazwiska i herby. Dlatego Tatarzy maja takie piękne, szlacheckie nazwiska. Podziwiamy kruszyniański meczet. Pięknie się prezentuje oszalowany pomalowanymi na zielono deskami na tle pochmurnego nieba. Na tablicy informacyjnej znajduję numer telefonu przewodnika. Umawiamy się na spotkanie po małej przekąsce w sąsiedniej knajpie. Lokal nazywa się Tatarska Jurta i faktycznie jurta stoi gdzieś w głębi podwórka. Restauracja mieści się jednak w solidnym drewnianym budynku. To rodzinne przedsięwzięcie Dżennety i Mirosława Bogdanowiczów. Niestety nie udało mi się zamówić polecanych przez kolegę mant- delikatnych, gotowanych na parze pierogów z serem. Dla osłody mogliśmy podziwiać wnętrze będące swoistą izbą pamięci. No i mieć poczucie, że wcześniej miejsce to zaszczycił brytyjski następca tronu książę Karol.


Zjedlismy co podali i ruszyliśmy po strawę duchową do meczetu. Tam już czekał przewodnik Dżemil Gembicki. Na początku recytacja historii tatarskiego osadnictwa, omówienie zasług dla Rzeczypospolitej i przywilejów otrzymanych od tejże. Z Sali pada pytanie- czy jesteście Polakami. Dżemil dziwi się- przecież mieszkamy tu od 300 lat-ma na mysli nadania Jana III Sobieskiego. Ciekawe, jak wielu ludzi potrafi sięgnąć 300 lat wstecz w historię swojej rodziny? Większość z nas jest obywatelami jakiś państw z powodu administracyjnej decyzji. Dopiero potem kreujemy ten odruch serca zwany patriotyzmem. Robi się fajnie, gdy Dżemil opowiada o życiu swojej rodziny.


Żona jest katoliczką, córka jest wychowywana też na katoliczkę, za to już synowie wyznają Islam. Wiele tutejszych rodzin powtarza ten model- wiadomo, serce nie sługa, a panny z sąsiedztwa bywają ładne. Teraz wielu Tatarów szuka współmałżonka w innych krajach, gdzie też żyją współplemieńcy. Słyszymy opowieść o obchodzeniu chrześcijańskiej wigilii. Kiedyś przy okazji świąt w przedszkolu, do którego chodziła córka zgodził się robić za Mikołaja. Dopiero po tym całym zamieszaniu z dzieciakami i prezentami przyznał się podejmującym go kawą i ciastem przedszkolankom, że jest Muzułmaninem.


Ciekawe co na to święty patron, bo do dominacji Islamu w swojej dawnej diecezji już się musiał dawno przyzwyczaić. Kruszyniany szczycą się, że są miejscem wielu kultur. Latem odbywają się spotkania i festyny potwierdzające ten fakt. Imam się przechadza pod rękę z księdzem prałatem. Ksiądz biskup pozuje do wspólnej fotografii z muftim i tak dalej. Ale ja będę pamiętał to dzisiejsze spotkanie, na którym zwykły chłopak ze wsi mówił o swojej wierze i ojczyźnie. Potem przemknęliśmy pusta drogą przez Krynki z powrotem do Bohonik.


Na polach z oziminą unosiła się delikatna mgła. Gdzieś tam wśród tej mgły tkwił czambuł żubrów. Parę osobników zwróciło w naszą stronę brodate łby. Po powrocie zdaliśmy relację z wycieczki naszej gospodyni. No to teraz wezmę was do „naszego” meczetu. Nie było daleko, przejść przez drogę i już można było zdejmować obuwie.


Obiekt jest nieco mniejszy od kruszyniańskiego. Skromne wnętrze, nawet bardzo skromne. Może trochę brakuje tego majestatu, który odczuwamy w dużych świątyniach. Z ust pani Eugenii otrzymaliśmy powtórkę tego co wysłuchaliśmy w poprzedniej świątyni. Ciekawsze były już bardziej prywatne dywagacje na temat historii jej rodziny i opis   tego jak stała się przewodnikiem.


Gdy już wrota meczetu zostały za nami zamknięte i wróciliśmy na kwaterę u naszej przewodniczki górę wzięła kobieca ambicja- jedliście u Dżennety, to musicie spróbować u mnie. Spróbowaliśmy, smakowało! Jednym słowem tatarski szlak po polsku spodobał nam się znacznie bardziej niż jego krymska wersja. Może to megalomania?...
 

Włóczęgę po tatarskich zabytkach kończymy zwiedzając mizar- muzułmański cmentarz w Bohonikach. Niektóre z najnowszych nagrobków są bardzo podobne to tych z katolickich nekropolii. Różnią się powtarzającym się symbolem Islamu- półksiężycem z gwiazdą i wykutymi na wzór kaligrafii cytatami z Koranu. Są też stare kamienie z ledwo widocznymi napisami cyrylicą. Na niektórych nagrobkach nie islamskie ślady- kwiaty i znicze. Miejsce różnych kultur.

 

Przydatne numery telefonów:

Pani Eugenia Radkiewicz, Bohoniki +48 85 711 91 71

Pan Dżemil Gembicki, Kruszyniany +48 502 543 871

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz