Minęło pół roku od mojego
poprzedniego pobytu na obozowisku Jambo Camp Site w Mto wa Mbu. Dobrze jest się czuć jak stary wyjadacz- no i
jestem dumny z tego, że udało mi się od moich czarnych przyjaciół usłyszeć, że jestem gościem, czyli mgeni, a nie białasem, czyli
mzungu. Trochę im zaimponowałem swoją znajomością tanzańskich plemion. Chociaż
dawniej zdarzały mi się wpadki. Zawsze wszystkich pytam z jakiego są plemienia.
Tak samo potraktowałem też niegdyś Yusufa, a ten się przedstawił, że jest z
ludu Dodoma. Od razu skojarzyłem to ze stolicą Tanzanii. Rząd chcąc
zintensyfikować rozwój środka kraju wykorzystał brazylijski manewr i
administracyjną stolicę ulokował w Dodoma. Jednak, póki co wielki biznes na to
nie zareagował i Dodoma pozostała wsią, co prawda wielką i zamieszkałą przez
nomenklaturę, ale jednak wsią. Tanzańczycy twierdzą, że w ich kraju są tylko 4
miasta- Dar es Salam na wybrzeżu, Arusha pod Kilimanjaro, Mwanza nad Jeziorem
Wiktorii oraz Mbeya opodal granicy z Zambią.
Wracając do rzeczy, przyjąłem
istnienie plemienia Dodoma za pewnik. Jednak po powrocie do Polski zacząłem
szperać w różnych mądrych księgach oraz zasobach Internetu i nigdzie nie mogłem
trafić na jakąkolwiek wzmiankę na ten temat. Niektórzy z moich rozmówców,
zdarzało się, że nie identyfikują się z żadnym plemieniem, a określają siebie
jako mieszkańca danego miasta i wtedy mówią o sobie, że są na przykład
Waarusha, co oznacza lud Arusha. Przekładają wtedy tożsamość miejską nad
plemienną. My z czymś takim w Polsce mieliśmy do czynienia podczas procesów
industrializacyjnych i urbanizacyjnych na Śląsku, podczas budowy Nowej Huty czy
zagospodarowywania Ziem Zachodnich. Często tak się określają dzieci rodziców
pochodzących z różnych plemion. Jeden z właśnie tak przedstawiających się moich
przyjaciół jest synem żołnierza. Jego ojciec pochodzący z ludu Sambara jest
sierżantem tanzańskiej armii i przez długi czas pełnił służbę w garnizonie w
Arusha. Matka pochodzi z zamieszkującego te okolice ludu Chaga. Chłopak nie
identyfikuje się z żadnym z tych plemion, od zawsze mieszkał w mieście i to ono
określa jego tożsamość.
A więc sprawdziłem, ze nie ma
żadnego plemienia Dodoma. Wypomniałem to nawet Yusufowi. Śmiał się, twierdząc,
że zawsze tak określa swoje pochodzenie, przynajmniej nie musi tłumaczyć w
jakim rejonie kraju mieszka. Jest Dodoma i mieszka w Dodoma. W końcu przyznał
się, że jest Mgogo- czyli należy do ludu Gogo.
Jak zwykle rezygnuję z safari i
zostaję w kuchni. Dzisiaj będę pomagał Mosesowi zrobić kish dla turystów. Czeka
mnie obieranie marchewki i cebuli. Rozpytuję się o starych znajomych-
rozszczebiotana młodziutka Yasinta, która pół roku temu była tu na praktykach
porzuciła kulinarną karierę, wydała się za jakiegoś miejscowego chłopaka i już
jest w ciąży.
Z nimi tak zawsze, narzeka Moses. Cóż, ciężko być ładną
dziewczyną…
Przy takim szefie jak Moses zawsze się można czegoś nauczyć. W
końcu dowiedziałem się, co nadaje ten fantastyczny smak tanzańskim potrawom.
Przepis okazał się prosty. Kilka ząbków czosnku i objętościowo taki sam kawałek
korzenia imbiru i szczypta soli. Wszystko przerabiamy przy pomocy noża na
jednolitą pastę. I już! Można dodawać do wszystkiego- smacznego!
Największy hit informacyjny
miałem dopiero poznać. Objawił mi go Novatus. Po przyjacielskim „jambo!” i tych
wszystkich grzecznościowych formułach w swahili typu „habari gani?” itp. zacząłem
go podpytywać o wspólnych znajomych- co tam u Zakaryo? Twarz Novatusa
rozjaśniła się w uśmiechu. Zakaryo! Zakaryo mieszka w mieście i uczy się
collage! Jakieś dwie Amerykanki zafundowały mu stypendium! Czy te Amerykanki
były młode i ładne?- zapytałem. Mojemu rozmówcy ze zdziwienia opadła szczęka.
Miały na imię Milly i Molly?- dopytywałem, bo wszystko zaczęło układać mi się w
sensowną historię. Novatus zdziwiony wykrztusił- skąd to wiesz? To mój zawód,
jestem antropologiem- odpowiedziałem.
To jest najbardziej pozytywna
historia, jaką poznałem na Czarnym Lądzie i mocno trzymam kciuki za Zakaryo.
Niech żyje amerykański wolontariat!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz