Urodziłem się w
1960 roku, w tym samym, w którym biolog morski Sir Alister Hardy opublikował w
The New Scientist swój artykuł sugerujący wodną teorię ewolucji. Dwanaście lat
później tę tezę rozwinęła i spopularyzowała Eleine Morgan w książce pod tytułem
The Descent of Woman. Dzieło to stało się ikoną feministycznej literatury i w
jakiś sposób zapoczątkowało coś, co możemy nazwać kobiecą antropologią-
pokazało, że na ewolucję, a także kulturę możemy spojrzeć również z kobiecej
strony.
I oto
siedziałem sobie na zanzibarskiej plaży obserwując podnoszące się znad oceanu
słońce. Rybacy już wypłynęli na połów. Turyści, prócz nielicznej garstki
entuzjastów joggingu pozostawali jeszcze w zamknięciu hotelowych gett.
Plaża i
przybrzeżny pas wody należały do kobiet. Brodziły w płytkiej wodzie, doglądały
swoich plantacji trawy morskiej. Dziewczynki bawiły się w ciepłym oceanie,
próbowały do zaimprowizowanej z barwnej kangi sieci złapać jakieś pływające
stwory. Jedna z kobiet wyszukiwała skorupiaki ukryte pod wierzchnią warstwą
białego, koralowego piasku. W niedługim czasie miała garnek pełen małż
zamkniętych w drobnych, różowych muszlach. Świat kobiet- pomyślałem. Nie licząc
kilku podrostków, byłem jedynym przedstawicielem brzydszej części
społeczeństwa. Tak mógł wyglądać świat opisywany przez Eleine Morgan.
Mężczyźni
wypłynęli w rejs, lecz nie zawsze dane im było powrócić z rybą, czy innym,
możliwym do konsumpcji obiektem. Morskie stworzenia miały swoje powody by nie
dać się złapać. Poza tym istniało skomplikowane rybackie tabu- system zakazów i
nakazów.
Natomiast
penetracja tego styku lądu i wody zawsze gwarantowała zdobycie pożywienia.
Idealne miejsce by wyewoluować w homo sapiens...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz