czwartek, 28 listopada 2013

Kaukaz sierpień 2013 (dzień pierwszy)


 


Ciekaw jestem tego dalekiego kraju. Od dawna chciałem tam pojechać. I w końcu jadę. Polski Klub Alpejski wydelegował 2 Piotrów do ogarnięcia tego wyjazdu. Jesteśmy sporą grupą, bo jest nas wszystkiego aż 17 osób. W planie mamy zdobycie 2 kaukaskich szczytów – Kazbeku leżącego w Gruzji i Elbrusu położonego w Republice Kabardyńsko- Bałkarskiej, czyli zaliczymy krótki wypad do matuszki (dla nas- Polaków bardziej macochy) Rosji. Połączenie mamy niezbyt szczęśliwe, bo z długą przerwą w białoruskim Mińsku. Ale tak jest taniej i w porównaniu z tanimi liniami można mieć solidny bagaż. W porcie lotniczym w Tibilisi lądujemy głęboką nocą. Umówiony kierowca busa już czeka. Teraz kilka godzin jazdy do Stepancminda- małej miejscowości w sercu kaukaskich gór. W literaturze, a i w necie funkcjonuje druga  nazwa pochodząca z sowieckich czasów- Kazbegi, komuniści w roku 1925 zastapili starą nazwę nawiązującą do Św. Szczepana i przemianowali osadę na Kazbegi dla uhonorowania urodzonego tu pisarza. W roku 2006 wrócono do starej nazwy pozostawiając twórcy Aleksandrowi Kazbegi muzeum.
 

Zaraz za Tibilisi zatrzymujemy się przy stacji benzynowej- trzeba uzupełnić zapas fajek, przyda się coś do picia. Ja kupuję u stojącego opodal handlarza arbuza i melona. Po drodze mijamy ruiny Mcchety starej stolicy Gruzji. Świta. W końcu docieramy na kwaterę. Ruch jak w ulu. Sympatyczna gospodyni co chwilę ściska się z kimś, kto właśnie przyjechał, albo wylewnie się zegna z wyjeżdżającymi. Cała Ketino. Niestety część z nas musi nocować u jej sąsiadki Nino. Jednak wszyscy będziemy się stołować u Ketino. I dobrze, bo próbkę tych wyżerek mamy już na stole. Bakłażany, najbardziej pomidorowe pomidory świata (no, OK., te z Bałkanów też są super!), różności z warzyw, chaczapuri, chleby szoti i co ino tylko. Za sobą mamy meczącą podróż, więc większość zaznajamia się z sypialnią.
 
 

Dla mnie i dla Ani (Cz.) to jednak strata czasu- okolica jest taka piękna. Stawiamy sobie ambitny cel, wysoko nad nami umieszczony kościół Gergeti (Cminda Sameba, co znaczy „Trójcy Świętej”). To stamtąd startuje się na Kazbek. Nie jest nam jednak dane dotrzeć tam na własnych drogach. Już za pierwszym zakrętem zatrzymuje się przy nas wypasiona toyota landcruiser. Sympatyczny kierowca proponuje nam podwiezienie. Właśnie z żoną i synkiem robią małą przejażdżkę po okolicy. Klasztor jest piękny, a na pewno pięknie wpasowany wśród niebotycznych szczytów. Na polanie obok turyści wędrujący na Kazbek lub z niego schodzący wymieniają środki transportu- marszrutki na konie, czy odwrotnie. Niektórzy w tym miejscu rozbijają swoje namioty. Klasztor trwa obok, wierni adorują ikony, palą świece, przez dziedziniec przewalają się wycieczki, z Chin, Izraela, z Armenii. Gruzińska rodzina, której samochodem tutaj dotarliśmy proponuje nam udział w dalszej części przejażdżki.
 

Jedziemy pod przejście graniczne z Rosją- z Republiką Południowej Osetii. To najpiękniejszy zakątek Gruzji- takie stwierdzenie będziemy mogli usłyszeć jeszcze wiele razy- ludzie naprawdę bardzo mocno kochają swoją ojczyznę i są z jej urody bardzo dumni. Zatrzymujemy się jeszcze przy budowanej w pobliżu cerkwi pod wezwaniem Archanioła Michała. Nasz kierowca włada językami angielski i rosyjskim. Pracuje dla Siemensa, brał udział też w jakimś kilkumiesięcznym projekcie realizowanym na terenie Polski. Ale pracował tak intensywnie, że nie zapamiętał w jakim to było mieście. Cóż, tak wygląda zwiedzanie świata w korporacjach. Rozstajemy się w Stepancminda, na pożegnanie dostajemy foldery hotelu w Batumi- nasi nowi znajomi są jego właścicielami.
 
 
 

W miasteczku spotykamy resztę naszej grupy, po drzemce zapędzili się tutaj w poszukiwaniu atrakcji. Całe osiedle to zaledwie parę uliczek, jest sklep, gdzie można wypożyczyć górski ekwipunek, także muzeum prezentujące regionalne ciekawostki. Biję się w pierś, nie byłem tam. Transport w góry uzgodniłem już na jutro, dzisiaj do dyspozycji mamy całe popołudnie. Wynajmuję busa na przejażdżkę po okolicy, trochę się spóźniam, bo parę osób nieco wcześniej uzgadnia inny samochód. Między kierowcami dochodzi do burzliwej kłótni o klientów. Tyle się naczytałem o rodowym honorze mieszkańców Gruzji, że postanawiam utworzyć konwój z dwóch pojazdów. Trzeba unikać rozlewu krwi!
 

Jedziemy odwiedzić najpiękniejszą gruzińską wioskę Sno. Że jest najpiękniejsza tak uważają wszyscy, z którymi rozmawialiśmy, ale gdy bardziej docisnąć naszych rozmówców to wtedy okazuje się, że Sno jest takie piękne bo tam jest dom rodzinny Jego Świątobliwości Wielce Błogosławionego Katolikosa - Patriarchy całej Gruzji, Arcybiskupa Mcchety i Tbilisi- Eliasza II. Czas zweryfikować opinie. Wieś jak wieś. Dom Patriarchy zamieniony na dom spotkań. Obejście można zwiedzać. Oglądam wystawę elementów kamieniarki- ładna czysta robota! Obok kaplica, tuż przy niej pomnik króla Dawida Budowniczego. To taki jakby gruziński Kazimierz Wielki. Miał jednak znacznie lepszy P.R., został świętym. W arcygruzińskiej wsi musi być obronna wieża. Jest taka, dumny świadek dawnych czasów, teraz wśród gospodarstw z budynkami krytymi falistą blachą i drewnianych wygódek, samochodowych złomów. Po trawniku szwendają się samopas dwie świnie, łaciate, utytłane w błocie, wcale nie grube i chyba szczęśliwe. Miejscówka wieprzkom się podoba, póki co.
 

Podpytuję kierowcę o inne okoliczne atrakcje i po chwili jedziemy zobaczyć inną najpiękniejszą gruzińską wioskę. Miejscówka faktycznie magiczna, zielone hale, skały, rwący potok. Domki przyczepione do zboczy. Ładnie. Nasze myśli jednak błądzą wokół jutrzejszego celu- wracamy na kwaterę. Nasza gospodyni Ketino zaangażowała do pomocy sąsiadki. Kobiety uwijają się i na stoły wjeżdżają coraz to nowe porcje. Wśród dań pojawiają się sławne pierogi- Chinkali. Co prawda w ilości po jednej sztuce na głowę, ale i tak niektórzy są zmuszeni odmówić. Nasze żołądki nie są nawykłe do takich ilości jedzenia. Następnego dnia rano umówione samochody wywożą nas pod klasztor, tam ładujemy nasze plecaki na konie i ruszamy pieszo do stacji meteo.
 
 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz