wtorek, 20 maja 2014

Czas Berberów - Maroko 2014 - Marrakesh



 
Gdy easy jet wylądował w Agadirze zszedłem na płytę  lotniska i odetchnąłem marokańskim powietrzem. Nareszcie w Afryce. Zobaczę jak wygląda zachodni kraniec kontynentu. Maroko – wrota Afryki - od zawsze było w europejskim świecie. Przecież góry Atlas to zamieniony w kamień jeden z mitologicznych tytanów, czy raczej ich potomków - Atlas, rodzony brat Prometeusza. Zemsta bogów skazała braci na mękę na końcach świata. Atlas cierpiał podtrzymując niebieskie sklepienie na czarnym lądzie, a Prometeusz krwawił przykuty do skał Kaukazu. Obaj wskazywali granice poznania. Miało być wspaniale, a wyszło jak zwykle. Trochę jak z tym wyjazdem.

 
Zaczynamy afrykańską epopeję, mamy do pokonania 250 kilometrów. Do Marrakeszu – niegdysiejszej  stolicy królestwa docieramy wieczorem. Wędrujemy labiryntem uliczek medyny (starego miasta) ,by dotrzeć do naszego riadu. Arabskie słowo riad oznacza ogród, ale również tradycyjny atrialny dom, którego wewnętrzna przestrzeń była aranżowana na wzór zielonego ogrodu ,często z centralnie umieszczoną fontanną lub sadzawką. Usytuowane wokół pomieszczenia świetnie izolowały tę przestrzeń, której sklepieniem było otwarte niebo. Istna oaza.

 
Domy zwyczajem starych, targowych miast, gdzie każda piędź gruntu kosztowała majątek, były ściśle stłoczone, a chodniki szerokie zaledwie na tyle, by dać szansę wyminąć się dwóm osłom. W tym celu jedno ze zwierząt musiało się jeszcze przytulić do muru. Arabskim zwyczajem budynki nie posiadają okien na zewnętrznych fasadach, jedynie ozdobne wrota prześcigają się w rzeźbionych reliefach i znaczonych ćwiekami deseniach. Solidne kołatki trwają na straży mimo obecności wszędobylskich dzwonków, których przyciski niechlujnie zamontowano na odrzwiach. Jeszcze jeden znak nowoczesności – plątanina wszelakich kabli.
 
Liszaje i płaty odpadającego tynku oświetlone afrykańskim słońcem, aspirowały do lepszego świata. I te niesamowite kolory, ciepła paleta - róż, pomarańcz, beż, ochra. Tradycyjny riad piętrzyły w górę kolejne pokolenia rodziny. Czasami pojedyncze pomieszczenia wynajmowano dalszym krewniakom lub znajomym. Obecnie duża część budynków jest adaptowana na potrzeby turystów. Dawni mieszkańcy, o ile pozwala na to sytuacja materialna wolą uciec z ciasnej zabudowy na przedmieścia.
Często riady stają się inwestycją dla przybyszy z zewnątrz, mieszczuchów z dużych metropolii, czy nawet z zagranicy. Staromiejski, ciasny sposób zagospodarowania przestrzeni pozwala obserwować wschody i zachody słońca jedynie ze zwieńczania budynku. W marrakeskich warunkach najczęściej jest to obszerny taras dający okazję na biesiadę, towarzyskie spotkanie lub ekscytujący nocleg. Na horyzoncie zza stad satelitarnych anten wyłania się masyw Atlasu Wysokiego, teraz zaakcentowany śnieżnym lazerunkiem.
 
 
Wysoko wędrujące słońce szybko wypełnia gorącem wąskie zaułki. Można przed nim uciec pod zadaszone kramy suków. Tam mnogość wszystkiego; ludzi, towarów, zwierząt ustępujących miejsca rowerom i coraz częściej skuterom i motorowerom. Rejteruję na powrót do riadu przeczekać południowy skwar. Mam się nad kim pastwić – jest recepcjonista. Młody chłopak póki co, męczy jakąś grę na swoim laptopie, ale chętnie godzi się na rozmowę z turystą. Zawsze to jakaś odmiana. Ma na imię Rachid (Raszid) i studiuje filologię angielską.
 
Gdy pytam go o narodowość, o to,czy jest Arabem, czy Berberem, dyskusji już nie można zatrzymać! Jest Berberem i jest tego świadom. Pokazuje mi na ekranie komputera  berberyjskie strony. Sami nazywamy siebie Amazigh (l.mn. Imazighen), to znaczy ludzie wolni. Zobacz, kiedyś władaliśmy całą północna Afryką; od Maroka i Mauretanii po Sudan. Teraz te wszystkie państwa i granice są wymyślone przeciwko Berberom. To tajne porozumienie rządów. Jak myślisz, dlaczego granica między Marokiem a Algierią jest zamknięta?
 
To akurat wiem – poszło o Saharę Zachodnią. Algieria od początku popierała zachodnio –saharyjski Front Polisario walczący o niepodległość. Wysyłała broń i pieniądze dla rebeliantów walczących z Królestwem Maroka. Wzajemne oskarżenia i przeróżne polityczne manifestacje trwają do dziś. Ale według Rachida to zmowa rządów mająca na celu niedopuszczenie do kontaktów między Berberami po obu stronach granicy. A alfabet, przecież wymyśliliśmy najstarsze afrykańskie pismo. Od kilku lat nauczają go w szkołach.
 
W niektórych miejscowościach pojawiają się napisy w tym alfabecie. W Marrakeszu na pewno  ich nie znajdziesz. Ale jak myślisz, dlaczego w różnych państwach powstały odmienne wersje pisma? To mauretańskie różni się od tego z Nigru i oczywiście naszego. To jasne, że to wszystko dlatego, żeby trudniej było nam się porozumieć. Teorie spiskowe zawsze są atrakcyjne J. Na szczęście upał zelżał. Miasto stało się bardziej przyjazne dla przechodniów. Późne słońce wyostrza architekturę. Plac Dżamaa el-Fna przygotowuje się do nocnego spektaklu.
 
Nie odpuszczam tej atrakcji. Wracam tam nocą. Miejsce jest rozedrgane nerwowym światłem. Tłok, gwar, mieszające się dźwięki i zapachy. Warto zobaczyć, ale nie mam ochoty się w to zanurzyć. Ot, spektakl, jeszcze jeden wielki spektakl. Jutro wyjeżdżamy z miasta…
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz